Podejrzewam, że dzięki tanim biletom Norwegiana sporo osób z forum zaopatrzyło się w bilety do Malagi. Na forum jest sporo relacji ze stolicy Andaluzji , Gibraltaru i Rondy więc ja chciałabym podzielić się kilkoma zdjęciami i moimi wrażeniami z trochę dalszych okolic: Marbella, Tarifa, Cadiz. Może ktoś skorzysta i wybierze się w te mniej popularne wśród forumowiczów okolice. No to jedziemy. Na zwiedzenie każdej z opisanych przeze mnie miejscowości jeden dzień to aż za dużo, zwłaszcza w przypadku Marbelli spokojnie wystarczy kilka godzin. Wszystkie informacje dotyczą pobytu we wrześniu 2013. Do wszystkich miejscowości dotarłam samochodem, niestety nie jestem w stanie udzielić informacji na temat wypożyczalni, cen benzyny itp., bo jeździłam z tubylcami. Oczywiście wszędzie można dostać się autobusem, ale w przypadku takiej długiej wycieczki stanowczo odradzam. Marbella Miasteczko położone ok. 50 km od Malagi, można się tam dostać autobusem z Malagi, odjeżdżają z dworca autobusowego co godzinę, cena biletu ok. 5 euro w jedna stronę. Miejscowość dzieli się na dwie części: Puerto Banus i Marbella (Pueblo). Puerto Banus to takie hiszpańskie St. Tropez. Port jachtowy, sklepy najbardziej znanych projektantów, co drugie auto to Porsche lub Ferrari. Miejsce wakacji gwiazd zarówno hiszpańskich jak i hollywoodzkich, sporo dyskotek z najsłynniejszą chyba w Marbelli - Nikki Beach. Generalnie nie mój klimat, ale można się przespacerować żeby popatrzeć sobie na te wszystkie „szanelki”, „diory” i inne „hugobosy”. Do mnie zdecydowania bardziej przemówiła druga część Marbelli. W przypadku miejsc takich jak to lubię schować mapę i kierując się wyłącznie intuicją, błądzić, odkrywając piękne zakątki. Styl Marbelli to styl typowy dla wszystkich „białych wiosek” Andaluzji – białe domy i wąskie uliczki niejednokrotnie tonące w kwiatach, z niezliczonymi barami tapas. Do polecenia: dla wielbicieli sztuki - pasaż z rzeźbami Salvadora Dali tuż przy plaży, dla wielbicieli kuchni hispańskiej - biegnący wzdłuż plaży pasaż z barami tapas, w których za całkiem niezłą cenę (1 tapa – 1 euro) można wybierać z kilkudziesięciu rodzajów. Poza tym bardzo ładny park z fontanną, która wieczorem podświetlana jest różnokolorowymi światłami, ruiny zamku, idealna do spacerów promenada ciągnąca się kilometrami wzdłuż morza. Z Puerto Banus do Marbelli jest ok. 10 km, Plaża w Marbelli całkiem przyjemna (w porównaniu do plaży malagijskiej zaryzykowałabym stwierdzenie, że świetna). Plaż Puerto Banus nie udało mi się przetestować. Zdjęć mało, ale po wizycie w Puerto Banus aparat odmówił współpracy ;/ Na zdjęciach: 1,2,3 – port jachtowy w Puerto Banus 4 - rybki pływające w porcie 5 – pasaż z rzeźbami Salvadora Dali (słabo widać, więc musicie wierzyć na słowo, że tam są;) )
Tarifa Mekka surferów, dla mnie osobiście najlepsze plaże Andaluzji (ale nie widziałam wszystkich, podobno istnieją lepsze). Samo miasteczko dość małe i senne, ale byłam poza sezonem, więc nie mogło być inaczej. Jeśli jedziecie poza sezonem polecam poszukać kwater prywatnych, jak tylko wyjadą surferzy większość pustoszeje i za naprawdę dobrą cenę można mieć cały apartament. Jadąc tam warto zabrać ze sobą sweter lub coś innego chroniącego od wiatru, nawet w środku lata (mieszkańcy Tarify mówią, że w sezonie, który trwa od maja do września czasami wieje tak mocno, że muszą przywiązywać sznurkami donice (nie doniczki! donice! ) z kwiatami żeby nie odfrunęły. W samej Tarifie plażowanie raczej niemożliwe, ze względu na wiatr. W miasteczku do zobaczenia mało. Jeden zamek (a raczej zameczek, czy też twierdza obronna), na głównej ulicy sporo sklepów z odzieżą dla surferow, we wrześniu wyprzedaże, podobno można kupić dobre rzeczy w naprawdę przyzwoitej cenie. Najbardziej znana część Tarify to La Isla de las Palomas – najbardziej wysunięta na południe część Europy. Warto się przespacerować dla samej świadomości, że dalej na południe się na naszym kontynencie już nie da. Z plaż polecam Valdevaqueros . Pomimo tego, iż było już po sezonie nadal było tam sporo kitesurferow, można tam poczuć typowo surferski klimat. Wieje, ale jakby mniej niż w samej Tarifie (chociaż może to była kwestia dnia). Jak lubicie spacery to po przejściu ok. 4 km plażą w kierunku zachodnim dociera się do skał, wśród których ukryte są sadzawki z błotem w którym można się wykąpać. Fajnie też jest przespacerować się na wydmy, z których rozciąga się niesamowity widok na całą plażę. Będąc w Tarifie warto też udać się do Bolonii i odwiedzić ruiny starożytnego rzymskiego miasta – Baelo Claudia. Wstęp darmowy dla wszystkich obywateli UE, żeby wejść wystarczy dokument ze zdjęciem, w poniedziałki nieczynne.
Cadiz Cadiz to był przypadek. Do Cadiz w ogóle się nie wybieraliśmy. Ktoś coś tam przebąkiwał że warto zobaczyć ale stanęło na tym, że to daleko. A z Malagi to nawet cholernie daleko. Ale po zmarnowaniu (wtedy to był relaks, z perspektywy czasu widzę, że to był zmarnowany czas którego nam potem zabrakło) połowy dnia na plaży ktoś rzucił: Jedziemy do Cadiz? I pojechaliśmy. Pierwsza niespodzianka już na samym wjeździe. Cadiz położone jest na wyspie, więc do miasta wjeżdża się sporej długości „mostem” (ja bym to raczej nazwała drogą zbudowaną na wale), co robi niesamowite wrażenie. Zaparkować w centrum to cud, krążyliśmy chyba z 15 min zanim udało nam się znaleźć miejsce. Po zaparkowaniu podszedł do nas bardzo uprzejmy menel z jakimś żelastwem w ręku i zaproponował, że za drobną opłatą 2 euro „popilnuje” nam auta. Za taka kwotę woleliśmy nie ryzykować odmowy i karoserii naszego auta, więc zapłaciliśmy i uspokojeni pozostawieniem samochodu w tak fachowych rękach, poszliśmy zwiedzać miasto. Swoją drogą sadziłam, że tego typu usługi dostępne są jedynie w Polsce (noo, może w innych krajach Europy Wschodniej), a tu proszę, taka niespodzianka. Centrum miasta nie zrobiło na mnie wrażenia. Zdecydowanie wolę mniejsze miejscowości jak Marbella, Nerja, Benalmadena Pueblo, nawet Malaga jako miasto ma dla mnie więcej uroku. Co innego wybrzeże. Jak to w tego typu miejscach wzdłuż ciągnie się pasaż spacerowy, jest miejska plaża, najstarsze w Hiszpanii Spa, dwa zamki (Castillo de san Sebastian i Castillo de Santa Catalina – ten drugi bardziej znany). Zastanawia mnie od dawna, co ci Hiszpanie mają z nazywaniem tego typu budowli zamkami? Może mój hiszpański jest za słaby i jest jakieś inne znaczenie słowa castillo, którego nie znam? W każdym razie Malbork ani Książ to to nie jest (a może to ja się mylę, bo mam w głowie „polski” schemat zamku). Zarówno do jednej jak i drugiej budowli można wejść za darmo, warto chociażby ze względu na rewelacyjne widoki. Dodatkowo w Castillo de Santa Catalina można obejrzeć tymczasowe wystawy prac artystycznych. Castillo de San Sebastian to wysunięty w morze (a raczej w ocean) kawałek pustego placu otoczony murami. Najlepsze jest to co pomiędzy zamkami. Na turkusowej tafli wody kołyszą się dziesiątki (czasami trochę mniej) zacumowanych łódeczek. Byłam tak zachwycona widokiem, że siłą trzeba było mnie odciągać do dalszego zwiedzania. Idąc wzdłuż pasażem dotarliśmy do katedry. Ogromna budowla w barokowym stylu, niestety do środka nie weszliśmy, była zamknięta. Kierowaliśmy się do Torre Tavira, skąd jak słyszeliśmy jest najlepszy widok na panoramę Cadiz. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jesteśmy za późno, a wieża jest już zamknięta (dopadł nas czas zmarnowany na plaży w Tarifie). Niepocieszeni, obiecując sobie kiedyś wrócić do Cadiz i zdobyć Torre Tavira, poszliśmy na kolację. Akurat rozgrywany był mecz Ligii hiszpańskiej pomiędzy Realem Madryt a Getafe, więc we wszystkich lokalach roiło się od kibiców, głośno komentujących grę, co dodawało specyficznego klimatu. Po kolacji wróciliśmy do samochodu gdzie, o dziwo, nadal kręcił się ten sam menel, który obiecał nam pilnowanie auta (a było ok. 22). Po zobaczeniu nas podszedł, powiedział, ze z autem wszystko w porządku i poszedł. Niesamowite. Do Tarify wróciliśmy po północy, zmęczeni ale bardzo zadowoleni z wypadu.
Na zdjęciach: 1,2 - widok na wybrzeże z castillo de Santa Catalina 4,5 - łódeczki 6 - droga na Castillo de San Sebastian 7 - parkowanie po hiszpańsku 8 - widok z miasta na Torre Tavira
Przy porcie jachtowym w Puerto Banus jest pizzeria Picasso. Wg niektórych najlepsza pizza na świecie - tak słyszałem. Byłem 3 lata temu, jadłem i (...) cenowo - wiadomo. Kolejka była przeogromna.
No to jedziemy.
Na zwiedzenie każdej z opisanych przeze mnie miejscowości jeden dzień to aż za dużo, zwłaszcza w przypadku Marbelli spokojnie wystarczy kilka godzin. Wszystkie informacje dotyczą pobytu we wrześniu 2013. Do wszystkich miejscowości dotarłam samochodem, niestety nie jestem w stanie udzielić informacji na temat wypożyczalni, cen benzyny itp., bo jeździłam z tubylcami. Oczywiście wszędzie można dostać się autobusem, ale w przypadku takiej długiej wycieczki stanowczo odradzam.
Marbella
Miasteczko położone ok. 50 km od Malagi, można się tam dostać autobusem z Malagi, odjeżdżają z dworca autobusowego co godzinę, cena biletu ok. 5 euro w jedna stronę. Miejscowość dzieli się na dwie części: Puerto Banus i Marbella (Pueblo).
Puerto Banus to takie hiszpańskie St. Tropez. Port jachtowy, sklepy najbardziej znanych projektantów, co drugie auto to Porsche lub Ferrari. Miejsce wakacji gwiazd zarówno hiszpańskich jak i hollywoodzkich, sporo dyskotek z najsłynniejszą chyba w Marbelli - Nikki Beach. Generalnie nie mój klimat, ale można się przespacerować żeby popatrzeć sobie na te wszystkie „szanelki”, „diory” i inne „hugobosy”.
Do mnie zdecydowania bardziej przemówiła druga część Marbelli. W przypadku miejsc takich jak to lubię schować mapę i kierując się wyłącznie intuicją, błądzić, odkrywając piękne zakątki. Styl Marbelli to styl typowy dla wszystkich „białych wiosek” Andaluzji – białe domy i wąskie uliczki niejednokrotnie tonące w kwiatach, z niezliczonymi barami tapas. Do polecenia: dla wielbicieli sztuki - pasaż z rzeźbami Salvadora Dali tuż przy plaży, dla wielbicieli kuchni hispańskiej - biegnący wzdłuż plaży pasaż z barami tapas, w których za całkiem niezłą cenę (1 tapa – 1 euro) można wybierać z kilkudziesięciu rodzajów. Poza tym bardzo ładny park z fontanną, która wieczorem podświetlana jest różnokolorowymi światłami, ruiny zamku, idealna do spacerów promenada ciągnąca się kilometrami wzdłuż morza.
Z Puerto Banus do Marbelli jest ok. 10 km, Plaża w Marbelli całkiem przyjemna (w porównaniu do plaży malagijskiej zaryzykowałabym stwierdzenie, że świetna). Plaż Puerto Banus nie udało mi się przetestować.
Zdjęć mało, ale po wizycie w Puerto Banus aparat odmówił współpracy ;/
Na zdjęciach:
1,2,3 – port jachtowy w Puerto Banus
4 - rybki pływające w porcie
5 – pasaż z rzeźbami Salvadora Dali (słabo widać, więc musicie wierzyć na słowo, że tam są;) )
Tarifa
Mekka surferów, dla mnie osobiście najlepsze plaże Andaluzji (ale nie widziałam wszystkich, podobno istnieją lepsze). Samo miasteczko dość małe i senne, ale byłam poza sezonem, więc nie mogło być inaczej. Jeśli jedziecie poza sezonem polecam poszukać kwater prywatnych, jak tylko wyjadą surferzy większość pustoszeje i za naprawdę dobrą cenę można mieć cały apartament. Jadąc tam warto zabrać ze sobą sweter lub coś innego chroniącego od wiatru, nawet w środku lata (mieszkańcy Tarify mówią, że w sezonie, który trwa od maja do września czasami wieje tak mocno, że muszą przywiązywać sznurkami donice (nie doniczki! donice! ) z kwiatami żeby nie odfrunęły. W samej Tarifie plażowanie raczej niemożliwe, ze względu na wiatr.
W miasteczku do zobaczenia mało. Jeden zamek (a raczej zameczek, czy też twierdza obronna), na głównej ulicy sporo sklepów z odzieżą dla surferow, we wrześniu wyprzedaże, podobno można kupić dobre rzeczy w naprawdę przyzwoitej cenie.
Najbardziej znana część Tarify to La Isla de las Palomas – najbardziej wysunięta na południe część Europy. Warto się przespacerować dla samej świadomości, że dalej na południe się na naszym kontynencie już nie da.
Z plaż polecam Valdevaqueros . Pomimo tego, iż było już po sezonie nadal było tam sporo kitesurferow, można tam poczuć typowo surferski klimat. Wieje, ale jakby mniej niż w samej Tarifie (chociaż może to była kwestia dnia). Jak lubicie spacery to po przejściu ok. 4 km plażą w kierunku zachodnim dociera się do skał, wśród których ukryte są sadzawki z błotem w którym można się wykąpać.
Fajnie też jest przespacerować się na wydmy, z których rozciąga się niesamowity widok na całą plażę.
Będąc w Tarifie warto też udać się do Bolonii i odwiedzić ruiny starożytnego rzymskiego miasta – Baelo Claudia. Wstęp darmowy dla wszystkich obywateli UE, żeby wejść wystarczy dokument ze zdjęciem, w poniedziałki nieczynne.
Zdjęcia:
1,2,3,4– Tarifa
5,6,7 - Valdevaqueros
8,9,10 – Baelo Claudia
Cadiz
Cadiz to był przypadek. Do Cadiz w ogóle się nie wybieraliśmy. Ktoś coś tam przebąkiwał że warto zobaczyć ale stanęło na tym, że to daleko. A z Malagi to nawet cholernie daleko. Ale po zmarnowaniu (wtedy to był relaks, z perspektywy czasu widzę, że to był zmarnowany czas którego nam potem zabrakło) połowy dnia na plaży ktoś rzucił: Jedziemy do Cadiz? I pojechaliśmy.
Pierwsza niespodzianka już na samym wjeździe. Cadiz położone jest na wyspie, więc do miasta wjeżdża się sporej długości „mostem” (ja bym to raczej nazwała drogą zbudowaną na wale), co robi niesamowite wrażenie. Zaparkować w centrum to cud, krążyliśmy chyba z 15 min zanim udało nam się znaleźć miejsce. Po zaparkowaniu podszedł do nas bardzo uprzejmy menel z jakimś żelastwem w ręku i zaproponował, że za drobną opłatą 2 euro „popilnuje” nam auta. Za taka kwotę woleliśmy nie ryzykować odmowy i karoserii naszego auta, więc zapłaciliśmy i uspokojeni pozostawieniem samochodu w tak fachowych rękach, poszliśmy zwiedzać miasto. Swoją drogą sadziłam, że tego typu usługi dostępne są jedynie w Polsce (noo, może w innych krajach Europy Wschodniej), a tu proszę, taka niespodzianka.
Centrum miasta nie zrobiło na mnie wrażenia. Zdecydowanie wolę mniejsze miejscowości jak Marbella, Nerja, Benalmadena Pueblo, nawet Malaga jako miasto ma dla mnie więcej uroku. Co innego wybrzeże. Jak to w tego typu miejscach wzdłuż ciągnie się pasaż spacerowy, jest miejska plaża, najstarsze w Hiszpanii Spa, dwa zamki (Castillo de san Sebastian i Castillo de Santa Catalina – ten drugi bardziej znany). Zastanawia mnie od dawna, co ci Hiszpanie mają z nazywaniem tego typu budowli zamkami? Może mój hiszpański jest za słaby i jest jakieś inne znaczenie słowa castillo, którego nie znam? W każdym razie Malbork ani Książ to to nie jest (a może to ja się mylę, bo mam w głowie „polski” schemat zamku). Zarówno do jednej jak i drugiej budowli można wejść za darmo, warto chociażby ze względu na rewelacyjne widoki. Dodatkowo w Castillo de Santa Catalina można obejrzeć tymczasowe wystawy prac artystycznych. Castillo de San Sebastian to wysunięty w morze (a raczej w ocean) kawałek pustego placu otoczony murami. Najlepsze jest to co pomiędzy zamkami. Na turkusowej tafli wody kołyszą się dziesiątki (czasami trochę mniej) zacumowanych łódeczek. Byłam tak zachwycona widokiem, że siłą trzeba było mnie odciągać do dalszego zwiedzania.
Idąc wzdłuż pasażem dotarliśmy do katedry. Ogromna budowla w barokowym stylu, niestety do środka nie weszliśmy, była zamknięta. Kierowaliśmy się do Torre Tavira, skąd jak słyszeliśmy jest najlepszy widok na panoramę Cadiz. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jesteśmy za późno, a wieża jest już zamknięta (dopadł nas czas zmarnowany na plaży w Tarifie). Niepocieszeni, obiecując sobie kiedyś wrócić do Cadiz i zdobyć Torre Tavira, poszliśmy na kolację. Akurat rozgrywany był mecz Ligii hiszpańskiej pomiędzy Realem Madryt a Getafe, więc we wszystkich lokalach roiło się od kibiców, głośno komentujących grę, co dodawało specyficznego klimatu. Po kolacji wróciliśmy do samochodu gdzie, o dziwo, nadal kręcił się ten sam menel, który obiecał nam pilnowanie auta (a było ok. 22). Po zobaczeniu nas podszedł, powiedział, ze z autem wszystko w porządku i poszedł. Niesamowite.
Do Tarify wróciliśmy po północy, zmęczeni ale bardzo zadowoleni z wypadu.
Na zdjęciach:
1,2 - widok na wybrzeże z castillo de Santa Catalina
4,5 - łódeczki
6 - droga na Castillo de San Sebastian
7 - parkowanie po hiszpańsku
8 - widok z miasta na Torre Tavira